Testy zderzeniowe ujawniają słabe punkty

Published: 28 cze, 2016

Większość zwykłych bagażników dachowych nie przeszło pomyślnie testu zderzeniowego przeprowadzonego przez Testfakta. Narty i buty narciarskie zmieniają się w pociski... albo odpada cały bagażnik.

Sezon narciarski już w pełni i drogi prowadzące w góry wypełniają się samochodami entuzjastów białego szaleństwa, często wyposażonymi w bagażniki dachowe. Podczas zderzenia taki bagażnik lub jego zawartość mogą okazać się zabójcze dla innych użytkowników dróg. thumbnail of TakboxarPL Instytut SP, Sveriges Tekniska Forskningsinstitut, przeprowadził na zlecenie Testfakta testy zderzeniowe siedmiu modeli bagażników dachowych wykonanych z tworzywa sztucznego, przy prędkości wynoszącej 40 km/h. Większość bagażników osiągnęła bardzo słabe wyniki – albo spadały z dachu, albo otwierały się, a ich zawartość wypadała. W prawdziwym wypadku taka sytuacja może mieć bardzo poważne konsekwencje. – Zawartość bagażnika może wypaść i przebić szybę innego samochodu. Narta wbita w ciało może kogoś uśmiercić na miejscu – mówi Anders Kullgren, menedżer ds. badań ruchu drogowego z firmy ubezpieczeniowej Folksam. Wymogi prawne dotyczące przewożenia ładunków na dachu samochodu mówią, że muszą one wytrzymać siłę o wartości 1 g, co w praktyce odpowiada ostremu hamowaniu. Ponadto istnieje pewna liczba norm branżowych dotyczących bagażników dachowych, ale i tutaj są one zbyt mało rygorystyczne, by sprostać przeprowadzonemu testowi zderzeniowemu. – Prędkość 40 km/h jest całkiem rozsądna. Dochodzi przy niej do wielu kolizji i bagażnik dachowy powinien sobie poradzić z taką sytuacją – mówi Anders Kullgren. Uważa on, że szwedzka Krajowa Dyrekcja Transportu (Transportstyrelsen) powinna ponownie przyjrzeć się obowiązującym normom. W samej Krajowej Dyrekcji Transportu panuje natomiast pogląd, że nie ma powodu do zaostrzenia przepisów. – Nie uważamy, że stanowi to problem – mówi Ingela Sundin, kierownik wydziału technologii pojazdów w Krajowej Dyrekcji Transportu.

Illustrationsbild2(160120)

Pracownicy laboratorium przeprowadzają test mający na celu sprawdzenie łatwości montażu oraz pakowania poszczególnych bagażników. Zdjęcie: Anna Sigge

Laboratorium przetestowało bagażniki dachowe obciążone ładunkami ważącymi 50 kg oraz ładunkami maksymalnymi – w przypadku większości modeli było to 75 kg. Przed rozpoczęciem testów zawartość bagażników została przymocowana wewnątrz każdego z nich, zgodnie z zaleceniami producentów. Tylko jeden bagażnik dachowy – produkt firmy Thule – zdołał utrzymać ładunek na miejscu. Jest on również całkowicie wodoodporny i najłatwiejszy w obsłudze. Wszystko to przesądziło o jego zdecydowanym zwycięstwie w teście. Najtańsze bagażniki dachowe, jakie wzięto pod uwagę, wyprodukowane przez firmy Biltema i Jula, znalazły się na drugim miejscu, jeśli chodzi o test zderzeniowy. Ścianki bagażnika ulegają zniszczeniu, końcówki nart wystają, ale ładunek i sam bagażnik pozostają na swoim miejscu. Dwa bagażniki przetestowano jedynie z ładunkami o wadze 50 kg, ponieważ było to jednocześnie ich obciążenie maksymalne według danych przekazanych przez producentów. Znacznie droższe modele bagażników, Calix i Mont Blanc, których ceny wynoszą odpowiednio 8000 i 6000 koron szwedzkich, wypadły najgorzej podczas testu zderzeniowego. Albo cały bagażnik spada z dachu z powodu źle wykonanych mocowań, albo wypada z niego cała zawartość. Reine Wasner, dyrektor generalny Mont Blanc Group, stwierdził w rozmowie z Testfakta, że cała firma jest zaskoczona wynikiem testu, ponieważ wyprodukowany przez nią bagażnik pomyślnie przechodził testy wewnętrzne. W związku z tym zostanie wszczęte wewnętrzne dochodzenie, które wykaże, czy konieczne jest przeprowadzenie odpowiednich zmian w produkcie w celu zapewnienia większego bezpieczeństwa. Przedstawiciel firmy Autoform, producenta bagażnika dachowego Calix, oświadczył, że spełnia on obecne wymagania prawne. – Jeśli ulegną zmianie wymogi władz lub sytuacja na rynku, firma Autoform odpowiednio dostosuje swoje produkty – mówi dyrektor generalny Håkan Gustavsson Testfakta Editorial 21 stycznia 2016